Tak jak aqu32. Ogólnie im mniejsza, tym lepiej mi się skakało. Nigdy na wielkich skoczniach nie potrafiłem b.dobrych wyników kręcić.
Jak już miałbym wytypować tą jedną to na pewno Anglia.
tak K110 to była Słowacja, skocznia o bardzo charakterystycznym profilu, b dużo zależało tam od wiatru, nawet pomimo nienagannej techniki. Sam też ją w miarę lubiłem. USA za to nienawidziłem ;]
Ja znów USA lubiłem, bo się szybowało centymetry nad zeskokiem. Przy dobrym wietrze można było na punkcie K nabrać z 2-3m wysokości i wylądować na 155m. ^^ Wspaniała rzecz.
od biedy też czasami trafiało mi się jak kurze ziarno i pod 150 metr podlatywałem, ale dużo częściej lądowałem gdzieś na 100-110 metrze.. co najmniej ze 20 metrów bliżej niż komputer ;]
Szwecja k140 i Słowacja. Charakterystyczne profile ;) i Kazachstan dawał możliwość odlotu po przekroczeniu punktu K :D
Ja też. Na białoruskim obiekcie jak się złapało pewien pułap i trzymało dobrze głowę między nartami to można było sobie zapomnieć moment mijania punktu K. :D Czechy to chyba jedna z tych niewielu zbliżonych do standardów FISu skoczni w DSJ. :D
Belgia, Anglia oraz Austria ;P
Na dużych skoczniach mam problem z osiągnięciem czerwonej linii...
no to witaj w klubie ;-) im mniejsza skocznia tym lepiej, dobrze mi się skakało tak mniej więcej do Czech (K135) [no i oczywiście za wyjątkiem USA ],. począwszy od Szwecji (K140) były już poważne schody, a na Słowenii czy Australii z komputerem potrafiłem przegrywać nawet o 40-50 metrów :D
a 3 ulubione to: Austria, Słowacja, Polska
Najukochańsze: Słowacja i Belgia- na Belgii miałem kiedyś nawet przez pewien czas rekord świata. ;)
Lubiane: wszystkie malutkie, od Anglii rozpoczynając.
Za to za dużymi nie przepadałem, raz na jakiś czas wykręciłem tam dobry wynik i to byłoby na tyle. USA za to strasznie w kratkę skakałem. Bywało 150m w pierwszej serii, a w drugiej minusowe punkty. Najbardziej specyficzna skocznia w historii gier. :)
zawsze miałem rycie z tego, że Australia i Anglia miały swoje skocznie. Jeszcze jakiejś Kenii brakowało ;p
Skocznia o małym punkcie konstrukcyjnym w egzotycznym kraju to nic dziwnego... Ale rzeczywiście K240 w Australii to lekkie przegięcie. :D