Pomysł fajny, Edyta Olszówka świetna, ale historie mogłyby być bardziej rozwinięte. Faktycznie, można się domyśleć dalszych losów, przyczyn zachowania, ale jednak czeka się na to, że na ekranie zobaczymy dłuższą historię.A co Wy o tym sądzicie? ☺
Zgadzam się, niedosyt to właśnie pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy po seansie. Zagrane bardzo dobrze, ale scenariusz niestety kuleje. Po pierwsze bardzo przewidywalny, a po drugie miałem nieprzyjemne wrażenie jakby film skończył się zbyt wcześnie. Przydałoby się dodatkowe pół godziny na rozwinięcie powstałych relacji.
A może one miały tak zostać w zawieszeniu, te relacje? Mam wrażenie, że nie jest istotny ich dalszy przebieg, ale pokazanie, że w ogóle mogą jakieś być.
Też tak mam. Film oglądało się fajnie, aktorstwo przednie, ale na koniec dziwne wrażenie, że obejrzało się pół filmu. Dziwny zabieg.
... a ja się ucieszyłam, że film skończył się w tym/tych momencie/momentach ... bo przecież wszystko się zdarzyć może ... bo przecież każdy ma wyobraźnię ... bo nikt nie narzuca mi dalszego ciągu ... bo po wyjściu z kina mam o czym pomyśleć i porozmawiać ...
Ja rozumiem ten zabieg i też mam wyobraźnię :-), jednak ( może to zasługa świetnego aktorstwa) trochę nagle musiałam rozstać się z tymi bohaterami i ich historiami. Też z przyjaciółmi rozmawialiśmy o tym filmie, mieli podobne zdanie. Ale ogólnie film wszystkim bardzo się podobał. Pozdro :-)
Rzeczywiście nie było jakiegoś wyraźnego finału, ale to był dobry moment na zakończenie. Gdyby rozwinąć wątki, mam wrażenie, że ten film upodobniłby się do tych wszystkich nie najlepszych komedii romantycznych. Lepiej pozostawić niedosyt niż przedobrzyć. Przemiły film. Słodko-gorzki dramat, wzbudzający uśmiech i sympatię do bohaterów.
Jak dla mnie w takim zakończeniu nie chodzi tylko o to, że "wszystko się zdarzyć może" czy dopowiadanie własnych historii.
Jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że w filmach (za sprawą machnięcia czarodziejską różdżką lub jakiegoś niesamowitego zbiegu okoliczności) wszystko ostatecznie układa się tak, jak powinno, a wątki zostają doprowadzone do końca. Oglądamy tych filmów setki, a potem wychodzimy z domu... i jesteśmy potwornie rozczarowani, zdziwieni bądź oburzeni, że w naszym życiu wcale nic się nie ułożyło ani nie wyjaśniło. Zakończenie takie jak tutaj na dobre nam wszystkim wyjdzie, bo przypomina, czym się różni życie od fikcji.
Jak już poprzednicy napisali - niedosyt, film skończył się zdecydowanie za wcześnie. Ale trudno by było zrobić coś dalej - takie niedokreślenie losów bohaterów to taki chyba celowy zabieg, żeby widzowie puścili wodze fantazji, bo każdy z widzów może coś innego wymyśleć. A my nie lubimy płytkich komendii romantycznych, prawda ;-)
A mnie się podoba takie niedopowiedzenie. Po pierwsze film nie jest przegadany, a po drugie to jest interesujące, bo oryginalne, rzadko widuje się takie zakończenia.
Może powstanie druga część? Ja bym ją chętnie zobaczyła, jak ten Plan B wyszedł wszystkim w praktyce :)
Moim zdaniem nie chodzi o dalsze losy bohaterów tylko o to, że nie ma sytuacji bez wyjścia, nawet kiedy wydaje się, że życie to już tylko popiół i zgliszcza to zawsze jest plan B i nie należy się poddawać.
Zgadzam się - jest za krótki 1:20 - tyle potrafi dziś trwać jeden odcinek serialu, a tu nie starczyło pomysłu na rozwiniecie historii? Gdybym poświęcił czas na zaplanowanie wyjścia do kina, dojazd, odstanie w kolejce po bilet itd to byłbym mocno zawiedziony. Dobrze, że obejrzałem w domu.