Film oparty jest częściowo na faktach. Wątkiem przewodnim są losy pewnego fikcyjnego związku, lecz tło akcji traktuje o tragedii, jaka wydarzyła się w 1857 roku w stanie Utah w miasteczku Mountain Meadows. Grupa osadników podróżujących wozami została napadnięta i zamordowana przez miejscowych mormonów. Zginęło 120 mężczyzn, kobiet i dzieci. Kto i dlaczego zrobił coś tak okrutnego, do dziś nie zostało wyjaśnione.
Naprawdę prawie się na koniec popłakałem. Prawdę mówiąc nie znałem tej strony amerykańskiej historii, choć ci mormoni jakoś zawsze wydawali mi się jedną z najdurniejszych sekt.
Inna sprawa - co ci ludzie musieli mieć w głowach żeby zrobić coś takiego i zaplanować? Jak potem z czymś takim zamierzali normalnie żyć?...
"Jeżeli zaś lubicie smutne bajeczki o miłości głupiutkich nastolatków, wtedy film Christophera Caina jest w sam raz dla was."
to dość obraźliwe jest i zupełnie nie pasuje do powagi sytuacji w filmie jakkolwiek "fachowiec" sam film ocenił... :/
ja sobie nie życzę obrażania postaci, których nie rozumie autor recenzji...
Einstein powiedział kiedyś, że na świecie są dwie nieograniczone rzeczy: wszechświat i ludzka głupota! Jak można być takim potworem w imię boga? Podobał mi się film bo pokazał prawdę o głupocie garstki ludzi, którzy nie cofną sie przed niczym. Polecam bo to naprawdę świetny film, który poruszy każdego do samej głębi.
Niestety, to nie nawiedzony Jacob Samuelson (Jon Voight) lecz upośledzony Brigham Young (Terence Stamp) jest głównym problemem. Voight gra faceta ślepo wykonującego rozkazy co nie znaczy, ze jest bez winy tak jak i pozostali mieszkańcy miasteczka. Film naprawdę mocny a przede wszystkim pokazujący do czego prowadzi...